środa, 27 listopada 2013

Pęczak w okolicach brzozy


Wycofuję się... nie chcę mieć nic wspólnego z pszenicą:( ot co!
Ale w pobliżu moich zachcianek znajdują się różne inne... dodatki...
Wszak nie samym makaronem człowiek żyje!

Otóż wymyśliłam sobie pęczak. I że go zrobię z tą szynką, co ją byłam upiekłam ostatnio. Szynką w pieprzu ziołowym oraz kuleczkach kolendry. Pomyślałam, a niech tam, że użyję papierków do mufinek. A jak pomyślałam, zrobiłam!

Czyli, że:
1 szklanka pęczaku
4 pół-centymetrowe plastry szynki
1 całe jajko
sól, pieprz, oliwa
do towarzystwa: pomidory suszone wraz z kaparami i śliwki w occie

No i wokół ścianki papierowej foremki ułożyłam szynkę i włożyłam pęczak (wymieszany wcześniej z jajkiem, posolony i popieprzony). Wierzch posmarowałam oliwą z oliwek. Moje porcyjki powędrowały do mojego pieca na 20 min. Zrobiłam im atmosferę 170 st. C, z opiekaniem od góry...

Do dania dodałam posiekane pomidory suszone (marynowane w oleju i stojące czas już jakiś w lodówce) oraz kapary, które to towarzystwo przyrządziłam na patelni z oliwą.

Brzozy za oknem tracą ostatnie liście, szron je dopada...
A brzoza z okolicy otuliła pęczak wyśmienitym smakiem...


czwartek, 14 listopada 2013

Bardziej przyziemnie...






A jeśli ktoś mógłby zasłynąć z tych naleśników?... to czy mogłabym być to ja?!

A jeśli nie użyliście do poprzedniej wersji moich naleśników zbyt dużo cukru?... to może moglibyście spróbować ich bardziej na słono?!

Ot, po prostu...

Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam kuchnię "prosto z lodówki", taką kiedy niespecjalnie coś kupuję, a zastanawiam się co bym mogła użyć z tego co mam... Ot, taki top szef, czyli wyciągam z pudełka-lodówki produktów kilka:

3 naleśniki ryżowe uprzednio usmażone (wczorajsze pichcenie)
1/2 kg pieczarek
dwie gałązki pietruszki (natki oczywiście)
parmezan
1 łyżka śmietany (12%)
1 łyżka kaparów
sól, pieprz, pikantna chili
masło, oliwa z oliwek

Pieczarki pozbawiłam wierzchniej powłoczki oraz nóżek i pokroiłam w cienkie plastry. Wrzuciłam na patelnię wraz z oliwą z oliwek, masłem i wiadomo: solą, pieprzem i chili doprawiono do mojego smaku... Dorzuciłam kapary. Smażyłam ok. 5-7 min. Na koniec dodałam śmietanę.

Naleśniki ułożyłam w blaszce (tym razem była to tortownica :), przełożywszy warstwami pieczarek (bez sosu, który zostawiłam na wierzch). Na sam wierzch oprócz sosu wyłożyłam również pieczarki. Posypałam wiórkami parmezanu. W piekarniku trzymałam ok. 20 min. w trybie termoobieg (temperatura 160 st. C).

Na koniec natka pietruszki.

I na to dzisiaj czekałam, słone stąpanie po ziemi...

środa, 13 listopada 2013

Abstrakcyjny biscuit



Abstrakcja sięgnęła zenitu!

Przydarzył się naleśnik ryżowy przyrządzony z następujących składników:
mąka ryżowa
mleko
2 jaja kurze
trochę wody
sól
cukier

Proporcje wg zapotrzebowania ilościowego. Z niecałej połowy kilograma mąki (ciasto średniej gęstości, stąd naleśniki porządanej 0,5 centymetra grubości)  usmażyłam na masełko prawdziwym.
Do środka naleśnika dodałam bitą śmietanę (36%) wraz z konfiturą bezcukrową od G.
No i abstrakcyjnie zwinęłam przekroiwszy w połowie.

Abstrakcyjnie zaspokaja...

sobota, 26 października 2013

Beef tatar



Kiedyś próbowałam carpaccio od Biernackiego z Jarocina. Pyszne...
Teraz spróbowałam też tatara. BeefMaster!
Tatar w pięknej formie, choć porcja dla mnie delikatnie zbyt duża (200 g).

Niemniej, przyprawiony i właściwie...
Do jedzenia gotowy...

poniedziałek, 14 października 2013

Jak nadziać kapustę...



Po pierwsze wyciąć środek tej oto połowy kapusty...
A następnie ugotować w wodzie, tak około kwadransa tam trzymać...
I potem tylko nadziać, jak tradycyjne gołąbki, farszem mięsnym z ryżem przygotowanym wcześniej na patelni, wg gustu własnego przyprawionym.

Piec w piekarniku pod przykryciem, do miękkości kapusty.
Podawać z sosem pomidorowym...
Wiadomo...

środa, 2 października 2013

Z tęsknoty za zielonym... za latem...



Z początkiem jesieni już mi szkoda lata...

Ale powinniśmy się cieszyć, że warzywa jeeeeszczeee są...
U mnie dzisiaj króluje brokuł z gospodarstwa Rysiny z szynką parmeńską i plasterkami oscypka zakopiańskiego. Przekąska przypieczona w piekarniku w czasie 10 minut (brokuł uprzednio delikatnie ugotowany).

Bo mnie jest szkoda lata...

poniedziałek, 9 września 2013

Wakacje jeszcze trwają, choć....

...choć mam już dostęp do sieci...

Niemniej pierwszy z hiszpańskich adresów godnych uwagi!

Tallers de tapas w Barcelonie.

Wspaniałe tapas sprzedają, wieczorem jest komplet i uwijają się jak w ukropie...
A ponadto, co jest wspaniałe, przygotowują jedzenie na bieżąco!

Buon provecho!

czwartek, 15 sierpnia 2013

Zapasowe babeczki





Miałam pewien zamiar na zjedzenie zapasów...
W zamrażalniku leżał i czekał na mnie niewielki, ach zawsze, zapas ciasta do tarty.
Nie zawachałam się go wykorzystać!
Babeczki zajęły mi tylko 20 minut. Pieczone, następnie przystrojone.

Szybciutko zrobiłam krem napoleonkowy z ¼ porcji (kremu tego tutaj).
Takich tycich babeczek wyszło mi dokładnie tuzin i okazało się, że porcja napoleonki była również wystarczająca.

A ponieważ ładnie tak się złożyło, że właśnie otworzyłam zeszłoroczny zapas jagodowy, nakrycie miałam również zapasowe...

Nic tylko schrupać babeczkę!



wtorek, 13 sierpnia 2013

Tęsknota moja jest wielka niczym paella







Do wyjazdu zostało jeszcze parę dni!
Moja tęsknota wzrasta, można powiedzieć, że wzrasta wprost proporcjonalnie do naczyń, których używam do przyrządzania dań... hiszpańskich...

I chociaż skończył mi się zapas przyprawy do paelli mariscos firmy Durcos...
I że nie miałam nawet szafranu...
Nie mówiąc nawet o zwykłym bulionie rybnym!

Poradziłam sobie w sposób bardzo prosty. Moja paella była niczym zupa Pho, każdy może mieć własną jej wersję, a może nawet powinien... Zalecam zatem!

Moja paella de mariscos zawierała:

pół opakowania ryżu do paelli
12 krewetek
kilkanaście małż
1 i ½ kostki bulionu z liściem laurowym (ok. 2 litrów bulionu – robię "na oko" więć wybaczcie, jeśli jestem w drobnym błędzie)
oliwa z oliwek
sól
1 i ½ łyżeczki curry
oraz nastrój-przystrój czyli pietruszkę, kwiat czosnku bulwiastego, plastry pomidorów oraz cytryna (można wykorzystać skrapiając paellę...)

Patelnię z oliwą z oliwek wstawiłam na gaz i wsypałam ryż. Chwilę podsmażałam, po czym dodałam pierwszą porcję bulionu, tak aby zakryła ryż. Dodałam soli oraz curry i gotowałam na wolnym ogniu. Gdy bulion został wchłonięty dodałam następną porcję i tak do jego wyczerpania prawie zupełnego (odrobinę zostawiłam, by polać patelnię przed jej wsadzeniem do piekarnika). Na koniec dodałam krewetki (używam gotowanych i obieram je zostawiając tylko końcówkę ogonka nieobraną) oraz małże. Całość (gdy ryż już był na wpół miękki) polaną odrobiną oliwy włożyłam (wraz z autorskim przystrojem pomidorowym:) do piekarnika na ok. 15 minut. Jeśli niechcący bulion zostanie wchłonięty, można odrobinę dodać wody, bo przecież nie chcemy, aby z pieca wyszedł ryż prażony :)

I tak właśnie doszliśmy do końca. Danie jest gotowe do spożycia...
Z naszego stołu zniknęło w kilka minut, choć było nas tylko dwoje...

W skrytości marzę, aby jakiś Katalończyk zaprosił mnie do swojej kuchni na paellę de mariscos...


piątek, 9 sierpnia 2013

W nastroju deszczowym bezowo mi...



Czasami jest tak, że deser bierze górę...
A czasem jest to gospodarność pani domu...

Teraz jedno i drugie!
Wzięła nade mną górę gospodarność i z jajek po katalońskim przysmaku postanowiłam wprawić się w bezowy nastrój.

Szkoda tak pięknego i deszczowego wieczoru... Bez deseru...
Użyłam (prawie tak jak tutaj):
8 białek, bo tyle zostało mi z kremu 
300 g cukru miałkiego
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej 
 i 1 łyżeczka soku cytrynowego

Wiadomo, że białka ubiłam ze szczyptą soli dodając później powoli cukier, w końcu mąkę i sok.

Wyłożyłam na dwa kręgi narysowane na papierze do pieczenia, wyłożonym na blachę płaską do ciasteczek.

Do nagrzanego do 180 st. Celsjusza piekarnika włożyłam na 5 min. Potem zmniejszyłam temperaturę do 140 i piekłam 75 min. Zostawiłam na noc do wystygnięcia w tymże piekarniku.


I w ten deszczowy wieczór udekorowałam krążek bitą śmietaną (36%) oraz borówkami i kulkami arbuzowymi.


Biała beza w deszczu to niezwykłe orzeźwienie!

środa, 7 sierpnia 2013

Crema catalana... czyli zaczęłam odliczać dni do wyjazdu...





Krem kataloński to najprostszy i najlepszy deser, jaki jadłam w Hiszpanii.
Być może Wy macie jakieś inne... ale ten z pewnością jest moim ulubionym...
I wątpię, że dałabym się przekonać.
Najlepiej zaś smakuje po obiedzie, po takim hiszpańskim obiedzie...
Czyli, że paella con mariscos...
Potem już tylko crema catalana!

Como hacer crema catalana?
Ja skorzystałam z przepisu na www.ricetasdiarias.com.

I potrzebowałam następujących składników (dla 4 osób):
0,5 litra mleka
8 żółtek (z jajek kurzych)
10 łyżek cukru
2 łyżki mąki kukurydzianej
wanilia z kawałka laski waniliowej
garść cukru brązowego (do przypalenia palnikiem warstwy wierzchniej)

Otóż:
litr mleka wstawiłam na wolny ogień
żółtka z cukrem ubiłam mikserem i dodałam mąkę kukurydzianą i na nowo ubiłam

Do gotującego się mleka (wraz z wanilią) wlewałam powoli masę żółtkową, nieprzerwanie mieszając. Proces gotowania masy na wolnym ogniu (ciągle i bez przerwy mieszając) trwał pięć minut. Następnie masę przelałam do glinianych miseczek, oryginalnie zaplanowanych na krem kataloński i z regionu katalońskiego przywiezionych. Ale mogą być dowolnie wybrane, inne... przecież nie jest to, bynajmniej, żadna przeszkoda...

Gdy już się ochłodziły wstawiłam do lodówki na szybkie chłodzenie.
I na koniec posypawszy cukrem, przypaliłam...

Najprostsza i najbardziej wyrafinowana dekoracja jaką znam!
A ja przełamując cukier dostałam się do środka Katalonii!

Choć wcale jeszcze nie wyjechałam...

czwartek, 1 sierpnia 2013

Tartomania w kolorze purpury






Tym razem trochę na słono, choć ciasto bazowe niemal identyczne, czyli:

250 g mąki (najlepiej tortowej)
150 g schłodzonego masła
1 jajko
1 łyżka soli

Składniki mieszamy, mąkę ze schłodzonym masłem (ja najbardziej lubię je zetrzeć na grubych ziarnach tarki) ugniatamy i schładzamy w lodówce – najlepiej ok. godziny. Potem rozwałkowujemy i pieczemy w piekarniku przez ok. 20 min.

Do farszu wybrałam tym razem:
pęczek młodych buraczków, czyli botwiny
6 łodyżek brokuła gałązkowego
pół cebuli
oraz oczywiście:
250 ml śmietany 18%
4 jajka
sól, pieprz
suszone oregano
parę listków bazylii

Warzywa podsmażyłam na patelni: pokrojoną w wiórki cebulę, pokrojone małe buraczki w plastry oraz pokrojone na paski brokuły gałązkowe. Przyprawiłam ziołami, solą i pieprzem. Tak na pół miękko smażyłam... Wyłożyłam je na ciasto tarty. Następnie zalałam masą śmietanowo-jajczaną (wcześniej rozmieszaną). Posoliłam i popieprzyłam, posypałam oregano i wstawiłam do piekarnika na ok. 30 minut. Na termoobieg i opiekanie od góry, do temperatury 180 st. C.

No i działo się!
Na ciepło, na zimno...

Wersja do wyboru, do koloru!

wtorek, 30 lipca 2013

Gdy dopada mnie tarta








Każdego lata zdarza się…
Są maliny...
No i wtedy wiadomo…
Tarta jest dla mnie wtedy takim miłym musem!

Czyli, że tarta… albo małe tarty, tartaletki…
Zrobiłam tartę i jak zwykle przydała mi się moja wcześniejsza baza dotarty cytrynowej, czyli na ciasto użyłam:

250 g mąki
szczypta soli
60 g cukru
125 g schłodzonego masła
1 duże jajko
lodowata woda

No i można powiedzieć, że tradycją jest już krem napoleonkowy od Liski, dokładnie wg proporcji, które podaje na swojej stronie, czyli takich jak poniżej:

2 szklanki mleka
szklanka cukru
szklanka mąki
4 jajka
2 łyżki masła
cukier waniliowy
Mąkę po przesianiu wymieszać z jedną szklanką mleka i dodać do jajek ubitych wcześniej z cukrem (na puszysty krem), całość wlać do wrzącego mleka i stale mieszać aż do zgęstnienia. Na końcu dodać masło, można też cukier waniliowy, a ja tym razem dodałam odrobinę wanilii z laski...

Tartę włożyłam w blaszkę o średnicy cm. 30

Ciasto jak zwykle powędrowało na 15 minut do schłodzenia. Następnie rozwałkowane na blaszkę – piekłam ok. 20 minut bez żadnych obciążeń fasolką lub czymś innym. Kiedy baza tarty wystygła ułożyłam krem, a na nim maliny...

Schłodziłam...
I już! 
Potem tylko zachwyt...




środa, 24 lipca 2013

Według Zosi schab powinien wyglądać tak…






I wcale się nie dziwię, że on ma wyglądać tak, bo jest po prostu wyśmienity!
Kruchy i delikatny…
I w zasadzie robi się sam. Ingerencja człowieka polega na tym, że trzeba go włożyć do garnka, włączyć, potem wyłączyć, po nocy (lub czasie odpowiadającym jej długości, na który go odstawimy) ponownie włączyć i znowu wyłączyć, ot i tyle!
Do takiego schabu niezbędnym jest:
1 kg schabu (środkowego i raczej płaskiego)
1 litr wody
3 łyżki soli
3 łyżki cukru
3 łyżki majeranku
4 ząbki czosnku (przekrojone wzdłuż)
No i można go włożyć do rosołowej garalety* wraz z jajkami na twardo…
Schab gotowałam w wodzie, w której znalazły się proporcje wszystkich składników, jak wyżej. Oczywiście ilość majeranku i czosnku to raczej względne ilości. Do tej porcji schabu wykorzystałam ilość majeranku „na oko”. Czosnku też może być więcej, jeśli ktoś go akurat uwielbia…
Schab należy gotować przez 6 minut od wrzenia wody. Po czym należy wyłączyć i zostawić go w tym wywarze na 6 godzin w miejscu chłodnym. Następnie ponownie zagotować, podobnie jak wcześniej przez 6 minut od wrzenia. I teraz należało go odstawić w chłodne miejsce na noc albo czas odpowiadający nocy… o innej porze dnia. Mój schab leżakował, podczas kiedy ja byłam w pracy, ale to trwało dłużej niż sześć godzin… Około 12… Jeśli schab jest mniej płaski, być może należy rozważyć jego gotowanie przez chwilę dłużej niż 6 minut, co pozwoli uniknąć ewentualnego niedogotowania mięsa w środku.

Mój schab tym razem był lekko różowy w samym środku, jednak nie surowy…
Kruche danie niesłychanie…
A dla Zosi podziękowanie!



*słowo napisane błędnie (intencjonalnie)

czwartek, 18 lipca 2013

Uciec od codzienności!



Kiedy zwykłe udko wydaje się zbyt powszednie...
Można zaplanować jego wyluzowanie...

Czyli, że pozbywamy się kości ze środka, dobierając się do niej od góry. Czasami obskrobywanie idzie dobrze i jesteśmy w stanie wyjąć całą prawie z kostką. A czasami się to nie udaje do samego końca. Wtedy kostkę należy zostawić na swoim miejscu.

Taką obluzowaną pałkę nadziałam, oj dużo powiedziane, włożyłam do niej fasolkę zieloną, sztuk parę...

Posoliłam, popieprzyłam, olejem rzepakowym pokropiłam i do piekarnika włożyłam.
Trzymałam trochę ponad dwie zdrowaśki, tj. więcej niż dwa kwadranse. Pozwoliłam im się przyrumienić.

Podałam z kaszą gryczaną paloną, na parze przyrządzoną.
Z ogórkami małosolnymi, własną ręką robionymi. Od Pani M. otrzymanymi!


wtorek, 16 lipca 2013

Taka zupa!



Taka ot zupa letnia, sezonowa…
Fasolka i cukinia, cukinia i cebulka, cebulka i pomidorki koktajlowe, pomidorki i żółtko…

Innymi słowy użyłam do niej:
dwie garście fasolki szparagowej zielonej*
jedną cukinię rozmiaru „midi”**
pół małej cebuli cukrowej
4 pomidorki koktajlowe
2 kostki rosołowe Winiary (z zielem angielskim i liściem laurowym)
1 żółtko z jajka kurzego
oliwa, przyprawa ziołowa
chleb (na grzanki)

Prosta w swojej istocie, szybka w robocie!

Gdy już poobcinałam fasolce końcówki wrzuciłam ją do garnka. Następnie dorzuciłam pokrojoną na małe kwadraciki cukinię. Do tego dodałam posiekaną cienko cebulę i pomidorki przekrojone na połówki. Dolałam oliwę i podsmażyłam, co trwało ok. 5 min.

Po tym czasie dolałam wodę (ok. 1,5 litra) oraz kostki rosołowe i przyprawę ziołową. Gotowałam ok. 25 min. – składniki były delikatnie twarde, takie al dente. Na koniec wrzuciłam do zupy rozmieszane żółtko i dość żwawo mieszałam je w zupie. Roztrzepane wiórki rozeszły się po całym wywarze.

Podawać z grzankami… Małymi czy dużymi?! Nie ważne jakimi!
Osobliwie wyglądało i wyśmienicie smakowało…

*od Majlertów www.rysiny.pl
** od Majlerta www.majlert.pl


piątek, 12 lipca 2013

Lodowa pocztówka z przeszłości





Te lody to trochę tak jak kartka z dalekiej podróży...
Ale nie z Paryża, bynajmniej!

To kartka z podróży z mojej przeszłości, z wakacji które spędzałam u dziadka i babci. Bardziej u dziadka chyba, bo jego pamiętam trochę... Łezka mi się w oku dzisiaj zakręciła, gdy słuchałam lata z radiem w Jedynce. Bo to właśnie u dziadka budził mnie ten program, sygnał hejnału przypominał, że to już południe...

Ale ja nie o tym chciałam, ach nostalgia! No więc u dziadka, nie w Paryżu, a w Garbatce Letnisko, w środku Mazowsza stała taka zielona budka, nomen omen... W tej zielonej budce można było dostać pyszne lody. Pamiętam śmietankowe i truskawkowe, jeśli w ogóle były jeszcze inne... Tyle pamiętam, że były pyszne, a budka była zielona. Ale kto wie, może to mi się śniło? Może ktoś był tam wtedy w tej okolicy i przypadkiem pamięta, czy budka była zielona?!

Moja najmłodsza siostra chyba nie pamięta tej budki... Ale ma jutro urodziny (i nie jest już taka znowu najmłodsza:), przesyłam jej więc życzenia wraz z wirtualną gałką loda śmietankowego. Zapewniam, że lody były pyszne, a te które zrobiłam z przepisu od Pani E. niemniej pyszne (oczywiście dedykacja i pozdrowienia dla Pani E.) Tak przynajmniej pamiętam ten smak.

A oto przepis:
200 ml śmietanki (30%)
3 jajka całe
10 dkg cukru (lub trochę mniej, bo z tą ilością lody dość słodkie!)
bakalie (opcjonalnie)

Z żółtek i 1 łyżki cukru ubijamy kogel-mogel.
2 białka z resztą cukru ubijamy na sztywną pianę.
Śmietanę ubijamy nie na sztywno.

Następnie śmietanę dodajemy do kogla-mogla, mieszamy i na koniec dodajemy pianę, którą mieszamy delikatnie łyżką. Możemy dodać bakalie, jeśli lubimy lody bakaliowe.

Wlewamy do formy – ja umieściłam w keksowym, jednorazowym, acz nie papierowym. Wstawiamy do zamrażalnika na 24 godziny.

Topi się inaczej niż znane nam lody sklepowe...
Lodowa pocztówka z przeszłości przeniosła mnie w czasy młodości...


środa, 10 lipca 2013

Herzlich Willkommen, czyli jeszcze tu wrócę!




         
                                      
 
                                     







Ich bin Ein Berliner...

Czyli że wrócę!

Na pewno nie dla CurryWurst...

Może dla Piwa...

Na pewno dla atmosfery i wietnamskiego jedzenia!




wtorek, 2 lipca 2013

Proste... Truskawkowe... Przepyszne...





To taka prosta historia. Historia ciasta truskawkowego.
Jak Was zaskoczą goście...
Prosto i przyjemnie.
Zrobić i zjeść!

I z dedykacją dla Pani B.!

Do ciasta potrzebne:
3 łyżki oleju
4 żótka
2 białka
szkl. cukru
1 ½ szkl. mąki
¼ szk. mleka
cukier waniliowy (najlepiej bio)
proszek do pieczenia (wystarczy 1 łyżeczka)
ok. ½ kg truskawek


Robimy żółtkowy kogel-mogel, czyli ubijamy żółtka z cukrem. Następnie dodajemy resztę składników i delikatnie miksujemy. Na końcu wkładamy pianę z dwóch białek ubitą prawie na sztywno i delikatnie mieszamy wszystko, ale już łyżką. Wlewamy do formy tortowej. Na truskawki. Lub też truskawki umieszczamy dopiero po wlaniu ciasta. I z ciastem idziemy do piekarnika na 40 min. Do temperatury ok. 175 st. C. Piekłam w trybie ogrzewanie góra-dół.

Prosto. Przepysznie...
Prosto i przepysznie!


czwartek, 27 czerwca 2013

Modne jak świat szeroki...



Ot zwykłe szaszłyki!
Choć zrolowane na wspaniałym sztućcu-szpikulcu z Tchibo, cudownie zakręconym...
Sztućce mają jeden oto minus, a mianowicie taki, że po wyjęciu z wysokiej temperatury chwilę muszą odpocząć. Inaczej ryzyko poparzenia dłoni duże...

Na szpikulec "wrolowałam":
mięso wołowo-wieprzowe
garstkę cebuli pokrojonej w kostkę
ząbek czosnku rozmiażdżony
sól
pieprz

Włożyłam do piekarnika na chwil kilka, czyli ok. 20-25 minut. Z opiekaniem od góry, na 175 st. C.
Do szaszłyków przygotowałam zielony talerz z jarmużu, świeżych gruntowych ogórków oraz ze szpinaku smażonego przez chwilę na patelni, z czosnkiem, cebulą oraz solą, pieprzem i gałką muszkatołową. I podałam sos ostry pomidorowo-paprykowy, który wyprosiłam od siostry.

Zjedliśmy z bagietką słowiańską, delikatnie wygrilowaną...
Modne, zrolowane szaszłyki...


środa, 26 czerwca 2013

Tru…ska…wki… Fran…cu…skie…






Może godzina szósta rano to za wcześnie na wypieki? A może za późno? Może trzeba było wstać wcześniej? A może jednak to dobra godzina…

Takie wątpliwości mną szargały, po wyjęciu deseru z piekarnika. Ostatecznie przeszłam nad nimi do porządku dziennego. A jednak nie do końca jestem usatysfakcjonowana. Mniejsza… Opowiem może, o co mi poszło…

Otóż rozmroziłam ciasto francuskie. Z powodu braku papieru do pieczenia, użyłam foli srebrnej, aluminiowej… To był chyba błąd, bo od spodu ciasto nie było chrupkie, a przynajmniej ja się spodziewałam, że takie nie będzie. A być może to truskawki spowodowały, że ono trochę namiękło?

Nic to!

Do deseru użyłam:
ciasto francuskie
kilka truskawek
garść cukru brązowego
cukier puder

Każdą z truskawek ułożyłam na „urządzeniu” zwyczajowo używanego do krojenia jajek. Dobrze i prosto mi to poszło. Następnie ułożyłam je na cieście, posypałam cukrem i włożyłam do piekarnika, w trybie „termoobieg z podgrzewaniem od dołu” do temp. 160 st. C. na około 30 min.

Sypnąwszy cukrem pudrem, pozwoliłam sobie zjeść na pierwsze śniadanie…

wtorek, 18 czerwca 2013

Cukiniowe wzgórza


Sezon na cukinię trwa.
Również u Majlerta!
Kupiłam dwie niezbyt duże i wąskie.
Pomyślałam o tym, żeby wymyślić na nią jakiś inny sposób.
Bo taka zwykła nadziewana, to zbyt zwykła...

Pokroiłam obydwie na grube, ok. 3 cm walce. Ze środka wydrążyłam małe otworki wydrążarką, taką jak tutaj, w które później umieściłam przygotowane na patelni kulki mięsne.

Do kulek mięsnych:
mięso mielone
ząbek czosnku
mała i młoda cebula
oregano
sól i pieprz

Na patelni kulki stacjonowały dosłownie momencik. Po ułożeniu na blasze cukinek, na każdej z nich umieściłam odpowiednio kulki mięsne. Delikatnie polałam olejem rzepakowym. Posypałam oregano. Włożyłam następnie do piekarnika na termoobieg z opiekaniem od góry. Myślę, że potrzebują ok. 20 min. Powiem prawdę... tym razem nie patrzyłam na zegarek... Po prostu pilnujcie, aby Wam się nie przypaliły!

W smaku takie naturalne...
A do stołu podano z oliwkami oraz sosem czosnkowym, tzatzikowym...

czwartek, 13 czerwca 2013

Nieregularne i w dodatku po co?




No tak, tak... wiem...
Po co, skoro w sklepie są piękne, ze sztywną galaretką...
Mogą stać długo i nie w lodówce...
I na dobrą sprawę nic złego się im nie dzieje...
No może poza wyschniętymi biszkoptami...

A ja zrobiłam sobie delicje "naturale", czyli użyłam własnoręcznej galaretki pomarańczowej oraz wytopionej wedlowskiej czekolady, pochodzącej z jajka, gorzkiego czekoladowego i wielkanocnego.
Tylko biszkopty nie były "moje" :)

Galaretkę przygotowałam z pomarańczy, którą miałam w lodówce. Sok z niej wycisnęłam i dodałam szklankę wrzątku (w którym wymieszałam dwie łyżeczki żelatyny oraz trzy łyżeczki cukru). I odstawiłam do wystygnięcia.
Czekoladę roztopiłam w kąpieli wodnej. Poczekałam aż ostygnie.
Następnie na biszkopty ułożyłam nieregularne kawałki galaretki (musiałam się spieszyć, bo galaretka nie była mocno "chemiczna" co sprzyjało szybkiemu jej ocieplaniu) i zalałam je ostygłą czekoladą.

Odstawiłam na odpoczynek do lodówki.
Dobre... a ich urok polega na tym, że roztapiają się już przy nadgryzaniu, nie zaś w ustach, jak delicje sklepowe. Też mają to do siebie, że muszą być przechowywane w lodówce...

Ech tam! Dobre!

środa, 12 czerwca 2013

Papatacze



Do papataczy z ciasta francuskiego najlepiej mieć gdzieś w zakamarkach:

Orzechy, żurawinę,rodzynki i migdały posiekane i zmieszane z cukrem pudrem (ok. 1-2 łyżek)


Najpierw mieszam w misce wszystkie dodane i posiekane składniki. Następnie rozkładam  na cieście i powoli zawijam na scisło w rulonik. Potem kroję w cienkie plastry ostrym nożem. 


I wykładam na blachę wyłożonę papierem i wkładam do piekarnika na ok 30 min. Staram się zawsze kontrolować żeby się nie przypaliły. 


Po przestygnięciu smaruję lukrem, na który składa się rozpuszczone masło z cukrem pudrem, skórka starta z cytryny i łyżka brandy, koniaku, czy rumu... Jak dotąd ja dodawałam whiskey.


Najlepsze świeżo przygotowane, acz innymi nie gardzę wcale!

wtorek, 11 czerwca 2013

Sezonowy, szparagowy przerywnik



Nie było mi wiadomo, że szparagi uznawane są od stuleci za afrodyzjak, czyli stosować dla dwojga!
Są bogate w witaminy i mnóstwo wszystkiego, między innymi sód, potas, magnez, wapń, kwas foliowy, fosfor, fluor, jod... prawdziwa skarbnica składników odżywczych!

Jeśli są świeże, to są:
jędrne,
sztywne,
kruche,
błyszczące,
z lekko wilgotnymi końcówkami
o gładkiej skórce bez przebarwień

Te które ja przyrządzam, od lat już! kupuję w gospodarstwie u Majlerta. Zawsze pyszne swoją świeżością.
Zielonych nie obieram - są delikatniejsze niż białe - i w dodatku to właśnie pod skórką mają najwięcej składników odżywczych. Czas gotowania zależy od wielkości i ilości warzyw - gotowane idealnie to takie, które są na wpół miękkie.

Tradycyjnie najbardziej lubię zielone, gotowane, z masłem podane!
Tym razem jednak postanowiłam na cieście francuskim dla odmiany. Umyłam, osuszyłam i na cieście ułożyłam, jeden szparag za drugim, formując z ciasta małe górki pomiędzy warzywami.  Tak przygotowany dywanik polałam delikatnie oliwą i włożyłam do piekarnika na ok. 15 min. Piekłam w trybie termoobiegu. Następnym razem spróbuję też przypiec od dołu - ciężar szparagów spowodował, że ciasto na dole szparagowego dywanu było mało przypieczone...

Lecz ciekawe doświadczenie...nie inaczej...

piątek, 7 czerwca 2013

Stracciatella... czyli czy można chcieć czegoś więcej?



Deser, ach co za deser...
Niewymagający i zaskakujący!
Czas przyrządzania krótki, a radość z niego wielka.
Przepis podarowany przez Panią P. z dedykacją dla Niej właśnie...

Tak więc do jego zrobienia:
300 ml śmietanki 30%
100 g bezy
30 g czekolady gorzkiej (ok. 1/3 tabliczki, ale ostatecznie wg uznania)
1 łyżka likieru o smaku whiskey

Bezy rozdrobniam wałkiem, tj. nakrywam papierem do pieczenia i wałkuję. Następnie wrzucam do wcześniej ubitej śmietany (mikserem i nie na całkiem sztywno). Podobnie wsypuję utartą gorzką czekoladę i wlewam likier. Wszystko razem delikatnie mieszam i umieszczam w blaszce wąskiej, małej keksówce. Wypełnioną formę delikatnie wystukuję o blat, żeby masa "osiadła". Nakrywam szczelnie folią aluminiową żeby nie deser nie przyjął innych zapachów obecnych w zamrażalniku. Tak przygotowaną straciatellę umieszczam w zamrażalniku do momentu zamrożenia. Może być na całą noc!

Kroję na grube plastry lub inne kształty i podaję z sosem z owoców. Najbardziej lubię z malinami usmażonymi z cukrem brązowym na patelni. Ale przekonałam się ostatnio, że truskawki wcale im nie ustępują smakiem...
I co dla niektórych może być ważne, jest to deser, który nie wymaga sprawnego piekarnika :), ot co!

Straciatella...i życie jest słodkie!

czwartek, 6 czerwca 2013

Jamon zawijana, sosem objawionym polana...



Jechałam dzisiaj na rowerze aleją leśną, przesyconą urzekającym zapachem czarnego bzu...
I tak też właśnie się czułam jedząc zawijaną szynkę. Tym razem wybrałam do zawijasów szynkę hiszpańską sezonową, którą kupiłam w Food&Joy.

Owcza ricotta, którą opakowałam szynką została przyprawiona świeżymi ziołami (miętą oraz bazylią), jak również solą, pieprzem oraz pikantną chili. Całość polałam sosem, który jest moim objawieniem: zielona salsa z książki o kuchni meksykańskiej.

Poniżej przepis:
½ szklanki posiekanej natki pietruszki
¼ szklanki posiekanego szczypiorku
¼ szklanki posiekanego koperku
2 łyżki musztardy pełnoziarnistej
1 łyżka posiekanych kaparów
1 ząbek czosnku (zmiażdżony)
1/3 szklanki oliwy (około lub trochę więcej)

MMMhhmmmm, delicioso!

środa, 5 czerwca 2013

Austriacki... ulubiony... strudel jabłkowy



A tak podanych przepisów nie znoszę...
Podobnie jak w polędwiczce, iskrą do strudla była Kuchnia i w dodatku ten sam numer wrześniowy. Ale to już nie pierwszy raz, kiedy proporcje do ciasta w tym piśmie nie są podane zbyt... jakby to napisać? zbyt dokładnie... Przepis podano na kilogram mąki i 1,5 kg jabłek... A z takiej ilości mąki to mogłabym zrobić strudel razy cztery! tylko, że dwa ostatnie byłyby... bez jabłek, bo jakoś tak mało tego było w przepisie. Znaczy mam na myśli jabłka, nie zaś mąkę, ot co! No coś z tymi przepisami czasami jest nie tak:(

Gdybym dzisiaj miała robić taki strudel, myślę że proporcje mogłyby być jak następuje.

Na dwa takie cudeńka użyłabym:
do ciasta:
...tylko pół kilograma mąki (typ 450, czyli tortowa)
350 ml wody
50 ml oleju
masło do posmarowania ciasta
garść bułki tartej
pół łyżeczki soli

do nadzienia:
... i dwa kilogramy jabłek
200 g cukru
1,5 łyżeczki cynamonu
rodzynki (do obecnej wersji dodałam żurawinę zamiast rodzynek)

Najpierw przygotowałam nadzienie, czyli obrałam jabłka oraz starłam na cienkie plastry na tarce.  Dodałam cukier, żurawinę i po zamieszaniu odstawiłam, po to żeby potem odcisnąć powstały sok.

Następnie sól rozpuściłam w wodzie i dodałam  ją do ciasta, które wyrabiałam mikserem z końcówką "zakręconą wstążką". Następnie dodałam olej, pozostawiając trochę do późniejszego oblania ciasta. Wyrabiałam tak długo, aż ciasto stało się luźne i plastyczne. Z niego uformowałam chlebek, który oblałam olejem i pozostawiłam na 30 min. Przepis mówił, że dzięki temu olejowi wytworzy się skorupka, a ciasto nie będzie przyklejać się do rąk. I rzeczywiście, choć skorupki nie zauważyłam, to do rąk nie przyklejało się wcale. Ciasto rozpłaszczamy i obracając, rozciągamy na przedramionach. Doprawdy... ciekawe doświadczenie! Ciasto robi się cienkie i ma małe tendencje do "dziurawienia się" choć trzeba uważać. Następnie rozkładamy na ścierce i rozciągamy aż stanie się bardzo, bardzo cienkie, a jeśli brzegi będą grube należy je obciąć.

Po rozciągnięciu ciasta smarujemy je rozpuszczonym masłem, a miejsce gdzie znajdą się jabłka posypujemy bułką tartą. Po odciśnięciu z nadzienia soku, układamy je na cieście i zawijamy strudel przytrzymując ciasto ścierką, która delikatnie zwijamy od siebie, tym samym zawijając ciasto. Cały wierzch smarujemy masłem i pieczemy w temperaturze 180 st. C ok. 25-35 min.

To był całkiem udany debiut...



wtorek, 4 czerwca 2013

Glazurą zaklęte...




Glazurą zaklęta polędwiczka wieprzowa, czyli o tym jak mnie zainspirował przepis z Kuchni... (już teraz paroletniej, bo numer pochodzący z września 2009 r.)

Lubię takie przepisy, gdzie można posługiwać się przede wszystkim okiem, a nie ilością czego i dlaczego...
Wobec tego potraktujcie ilości wszystkiego zupełnie dowolnie

Użyłam do glazury następujących produktów:
pół średniej cebuli (pokrojonej w kostkę)
2 garstki cukru brązowego demerrera
po 1 łyżce suszonego oregano i tymianku, świeżo zmielonego pieprzu, soli morskiej oraz oliwy
1/3 szklanki sosu sojowego
4 łyżki płynnego miodu
3 łyżki musztardy ziarnistej oraz 1 łyżka innej (jakąkolwiek dysponuje Wasza lodówka)

No i oczywiście polędwiczka. Osobiście użyłam do tego przepisu polędwiczki na wpół jeszcze zamrożonej, skruszonej...
Na obiad dla 4 osób wystarczy jedna długość polędwiczki. Rzeczoną zamoczyłam w przygotowanej glazurze na minut ok. 15. Dowolność ilości poszczególnych składników, jak również czasu oczekiwania polędwiczki w glazurowej marynacie obowiązuje. Tak więc po wyjęciu polędwiczki i ułożeniu jej na blaszce oblałam resztą marynaty. Powinna być pokryta jak najgrubszą jej warstwą, ale to też zależy od proporcji składników - czy więcej dodaliśmy sosu sojowego, czy też gęstego miodu i musztardy mniej ziarnistej.

Zaglazurowaną polędwiczkę pieczemy w temperaturze ok. 200 st. C i w zależności od tego, czy jest jeszcze zmrożona  czy też już nie, ustawiamy czas trwania jej przebywania w piekarniku. Moja na wpół zamrożona przebywała tam ok. 35-40 min.

Po raz kolejny moje podniebienie doświadczyło smakowego nieba...

czwartek, 11 kwietnia 2013

Ekskluzywna sztuka



Ekskluzywna sztuka w kolorze sepii, a może nawet i czekolady. Wszechsmaczne mufiny marchewkowe.
Składniki jak następuje:
2 szkl mąki
2 szkl. cukru
2 szkl. marchewki
1 szkl. oleju
4 jajka
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżeczki sody 
2 łyżeczki cynamonu
żurawina, skórka pomarańczowa

Jak zawsze dodałam prawie całą torebkę cynamonu, a z braku cukru białego użyłam w proporcji po połowie cukru pudru i cukru trzcinowego, drobnego (Demerrera). Najpierw ubiłam jajka z cukrem aż do białe,j niemalże, masy. Następnie dorzuciłam składniki proszkowano-mączne, olej i na końcu wymieszałam z marchewką. Tym razem dodałam jej może nawet i trzy szklanki. Na spodzie papierowej obwoluty ułożyłam 2-3 owoce żurawiny i zalałam ciastem do 3/4. Piekłam w nagrzanym piekarniku (170 st. C) ok. 45 min. 

A po wystygnięciu rozprowadziłam na każdej sztuce czekoladę (pół Jedynej i pół Wawel z cząstkami czekolady, obydwie oczywiście gorzkie). Rozsypałam na koniec kwadraciki pomarańczowe... Następnie powitałam w mej kuchni tuzin pachnących, ekskluzywnych mufin oraz na dokładkę sześć babeczek!


Niespodziewana nuta lekkiej żurawinowej kwaskowatości i aromat pomarańczy... I to własnie luksusem jest!