czwartek, 9 grudnia 2010

Uwięziona przez krewetki, ot co!





Nie wiem jak Wy, tam po drugiej stronie monitora, ale ja lubię krewetki! Z jednej strony wolę jak są mrożone, bo nie trzeba się z nimi wtedy natrudzić i jest prawie ekspresowo jak u Nigelli, ale świeże też mają na pewno zaletę i to nie jedną... no może poza tą, że trzeba je skrzętnie rozebrać przed włożeniem do ust. A jak się jest głodnym, to co wtedy zrobić?! Przecież nie można w całości... i w dodatku jeśli są jeszcze myślące :) (w hołdzie dla pomysłodawcy owego określenia Pana T., za którym się niezmiernie stęskniłam:(

I właśnie wtedy przychodzą na ratunek zmarzliny, krewetki mrożone (ok. 24 pln za kilogram w sklepie z kogutkiem). Jeśli wolicie więcej sosu, to ich nie rozmrażajcie wcześniej, jeśli wolicie mniej sosu wprost przeciwnie rozmroźcie!

Nie wiem jak robiła je G. (bo nie zdradziła, choć chili miało być świeże, a nie z młynka), ale ja potrzebowałam:

pepperoncino czerwone
pepperoncino zielone
chili (młynek)
czosnek (ząbek lub dwa)
oliwa
no i przede wszystkim krewetki

Na dwie porcje ok. pół kilograma krewetek powinno wystarczyć. Przy założeniu, że podamy do tego jakiegoś zielonego chrupiącego towarzysza i podamy pieczywo, najlepiej białe. Przyda się również wino, no i coś do zielonej sałaty lodowej - u mnie były pomidory suszone w zalewie, całość oliwą skropiona i octem balsamicznym z figi, pokropiona limonką.

Tak więc najpierw rozgrzewamy patelnię naoliwioną oliwą, następnie nakładamy krewetki (mrożone bądź nie) i smażymy przez chwilię na dużym ogniu. Zmniejszamy ilość dopływającego ciepła, wciskamy czosnek i pokrojone pepperoncino, posypujemy chili mielonym, takim prosto z młynka po czym smażymy dalej. Jeśli mamy zamiar nie rozmrażać jednak krewetek powinniśmy przedłużyć trochę czas ich smażenia. No i w zależności od tego również, czy chcemy mieć bardziej czy mniej zredukowany sos, powstały z okalającego krewetki lodu oraz oliwy. Danie takie potrzebuje ok.15, maksymalnie 20 min.

Bagietka zanużona w takim pikantnym sosie, krewetki i uzupełniający smak sałaty lodowej z suszonymi pomidorami stanowi niezłą zachętę do życia!

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Francuskie kwadraty







Czy ktoś widział i smakował lepsze wypieki ponad swoje własne... No właśnie!
Takich wypieków, i nie ważne, słodkich czy słonych nie znajdziesz Mocium Panie w żadnym sklepie lub też w żadnej piekarni, bądź cukierni... Takie wypieki mogą tylko wyjść spod własnej, Twojej ręki!
Te kwadraty, które już tutaj kiedyś gościłam, co prawda bardziej ze śliwką niż z oliwką, na ów czas...
Ale przypominam, że robi się je bardzo prosto. W sklepie wypada kupić ciasto francuskie (chyba, że ktoś się pokusi o swoje własne!), po nim pojechać "karbowanym" nożykiem do ciasta krojąc odpowiadające nam kształty (na przykład tak jak powyżej na fotografiach - kwadraty małe bądź większe), pomalować pędzlem kuchennym naoliwionym, po czym przyprawić bazylią i przyprawą chili z młynka... A potem to już tylko właściwe dodatki, czyli: co kto i co komu się! Mogą być kawałki oliwek lub też całe, mogą być kawałki kabanosów lub kiełbas, mogą być też plastry pomidorów lub kwadraty serów (różnych: żółtych, pleśniowych czy in greek style). I tak to wszystko co się komu, w zależności czy wegetarianin czy też człowiek mniej niezwykły.Podpiec na posmarowanej oliwą/olejem blasze. Czas "kuchenkowania" ok. 20 min. w nagrzanym piecu, tak by kształy się zarumieniły, ot co!

Ciepłem owiane, zimnem spowite, co tam komu...

sobota, 27 listopada 2010

BioBazar już działa

Sobotnia wizyta na bazarze. Nowootwarty na Norblinie przy Żelaznej (spacerem od Ronda ONZ dosłownie 5 minut). Organizacja zasadniczo ujdzie, choć wiadomo, że początki zawsze są trudne. Tymczasem mnóstwo odwiedzających kupujących. Pyszny, szczególnie zachwycający ser kozi od Państwa Sabiny i Mieczysława Mąki z ekologicznego gospodarstwa agroturystycznego. Ponadto sery owcze z rancza ekologicznego, wędliny od Wasąga naprawdę dobre, jajka, przyprawy z podlasia bez chemii, ketchupy, płatki kukurydziane, makarony, przetwory Myecolife, drób, chleby orkiszowe, ekologiczne kosmetyki, czekolady i dużo, dużo innych pyszności.
Mam nadzieję, że Biobazar spełniać będzie moje oczekiwania!










piątek, 26 listopada 2010

Comment tout cuisiner





No i jak to wszystko ugotować?!
Porady, sztuczki i mnóstwo pomocnych fotografii...
Jak co roku, tradycyjnie (służbowo, ale zawsze) wizyta w BRU. Tym bardziej miło, że wizyta przyjacielska osłodzić potrafi wiele... a że w Misiowej Krainie... tym bardziej! Także, poza tradycyjnie ciężką walizką z powodu nadmiaru biere de Bruxelles, tym razem wpadła mi w ręce w sklepie iście istnie stylowym, książka o tym jak to wszystko ugotować.

Nie zdążyłam wypróbować wszystkich 484 porad jak dotychczas :) ale o postępie będę informować. O jednym, jak do tej pory, się przekonałam. Że im dłużej pieczone pomidory (w książce polecają ok. 3 godz. w temperaturze ok. 130 stopni C) tym bardziej, jakby to powiedzieć?? Tym bardziej słoneczne w swojej pomidorowatości.

I smakują wyśmienicie z najzwyklejszą na świecie, bagietką. Aczkolwiek, jeden warunek, musi być chrupiąca!

sobota, 6 listopada 2010

Rolada




Jest to inna wersja rolady, która już kiedyś przygotowałam.
Zamiast papryki i sera koziego ma w sobie co innego.
Tutaj bardziej o tym szczegółowo.

Porcja na 4 dorosłe osoby:

dwie dość pokaźne piersi kurczęcia
pomidory suszone (mogą być również z zalewy)
ser żółty półtwardy holenderski (ale możliwy każdy)
sól, pieprz, oliwa
sznurek do związania

Całkiem miło smakują griloowane plasterki cukini oraz kulki puree ziemniaczanego, przyprawione gałką muszkatołową.

Kiedy już z piekarnika wyciągniemy, sznurka się pozbędziemy, na stół kładziemy...
I daniem się delektujemy!

piątek, 5 listopada 2010

Chodźmy na BioBazar

Już niedługo już za momencik rusza BioBazar w miejscu po dawnej fabryce Norblin na ul. Żelaznej 51/53.
Sama nie mogę się doczekać i jestem ciekawa tego wydarzenia.
Spotkajmy się 27 listopada na Norblinie!

czwartek, 4 listopada 2010

Kolacja Relacja



A więc:
Najpierw podano tajemnicze krewetki. Pisząc tajemnicze, mam na myśli, że: zamrożone krewetki smażone na patelni, podane na talerzu z listkami bazylii oraz "tajemniczo" przybrane. Cała tajemnica polega na tym, że to chyba są pomidory suszone z zalewy... i podobno coś jeszcze! Jeśli się mylę proszę właściciela krewetek o uściślenie przepisu na krewetki.

Potem, po przystawce było danie główne: farfale z łososiem oraz pomidorami suszonymi z zalewy (jak wyżej) doprawione czosnkiem.... Ach! co to było za wrażenie smakowe!

Już wkrótce relacja z kolacji u P.

Już wkrótce...

wtorek, 26 października 2010

Pod tytułem wariacje



Wariacja na temat ciasta na zimno, które ostatnio było na tapecie. Różniła się... W środku swoje miejsce znalazły kostki galaretki czyli  dużo jellies i to w dodatku kolorowych. Tymczasem wierzch ozdobiła mandarynka z puszki. Wszystko pod przykrywką... orange jelly!

Do tego egzemplarza:

serki waniliowe (2) Rolmlecz
gęsty jogurt waniliowy (masy "serowej" ok. 800 g)
200 g śmietany (tym razem użyłam ponad 30%
4 łyżki cukru pudru
2 czubate łyżki żelatyny
parę kropel esencji waniliowej
biszkopty (najlepiej małe)
mus jagodowy (firmy Fungopol http://www.eko-kraina.com.pl/jagodowy-200g-fungopol-p-344.html)

A resztę robimy jak w instrukcji z 24 września - Na zimno! http://niech-zyje-kuchnia.blogspot.com/2010/08/na-zimno.html

Ach! Nowa tortownica się sprawdziła!

środa, 29 września 2010

Panna Cotta somewhere in Triest

 

Panna cotta...
Mówią o niej w mojej książce, że to jest klasyk!
Mało tego, jest to rozpływający się w ustach deser z gotowanej śmietanki. Pewnie zazwyczaj z dodatkiem owoców! Ale zejdźmy na ziemię. W tej knajpie zapewne podano nam deser z półproduktów, na pewno taki z proszku, co go sama byłam kupiłam we włoskim sklepie. Jednak, jest taka szansa, że... przepis zawarty w mojej włoskiej książce poprowadzi moje ręce ku lepszej jakości tego deseru. I zrobię go! O czym na pewno nie omieszkam...

wtorek, 28 września 2010

Umag Trgovacka 5 Slasticarna Azzurro 1




To już były ostatnie podrygi w Umagu... Były sladoled (to jest lody), dupla kava (tak zwane podwójne espresso) oraz latte macchiato (wszyscy pewnie wiedzą co to). I tak zakończyła się krótka przygoda włosko-chorwacka, krótka acz sympatyczna!

poniedziałek, 27 września 2010

Grad Umag gdzieś na nabrzeżu Lado 1991










Chronologicznie było to pierwsze miejsce po przyjeździe do Chorwacji. I chyba też pierwsze pod względem wrażenia, przynajmniej dla mnie! Smakowo swojskie, przyjemne krajobrazowo no i na jedzenie zbyt długo się nie czeka... podają po 12. Kto wie czy obowiązuje siesta?! Nic to, do stołu podano: kalmary z grila, sardele, było ożujsko lokalne, wino domaćne, stołowe... No i oczywiście kawa, na obudzenie zmysłów po podróży. Jeśli tam będziecie, gorąco polecany klimat!
I te lignje na  żaru! Nie ma to jak świeże, chorwackie kalmary! I takich właśnie Wam życzę smaganych wiatrem na nabrzeżu w Umag...

niedziela, 26 września 2010

Triest Via Fianona 8 Pizzeria Stadio








I tak... pomiędzy kolejnymi meczami wędrowaliśmy do zatłoczonej pizzerii Stadio, gdzie podawana pizza była najlepsza na świecie, a przynajmniej na ulicy Fianona 8... No ok najlepsza z tych, które zjedliśmy owego czasu w Trieście! Co wcale nie znaczy, że była niezbyt... Była wprost przepyszna, nawet taka: tuńczyk i cebula, nic specjalnego, a jednak! Uwierzcie na słowo. Co z tego, że nie ma jej na fotografii, ale i tak była najlepsza. Zdjęcia oddają zaś klimat miejsca oraz spałaszowane przystawki. Pyszne gamberi na talerzu mariscos oraz rozpływająca się w ustach mozarella buffalo!
Ach! Mamma mia Mniam!