wtorek, 31 stycznia 2012

Powtarzam się, ale trudno...


Przy okazji tej powtórki wykorzystałam własny, portugalski biszkopt...
I jeszcze pierścienie do deserów z Tchibo, poprzednio wykorzystywane do panny cotty...
A tiramisu zrobiłam jak zwykle, w najprostszy z możliwych sposobów, choć tym razem bez jajka i połowę porcji.

A wyszło jak zawsze pyszne... i jeszcze przyjemniejsze w odbiorze!

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Chuletas da Beira, czyli wytrawny koniec podróży


Udoskonalona panierka dla kotletów schabowych rodem portugalska.

Do dania potrzebujemy:
pokrojony schab (lub inne rozbite plastry mięsa)
1 ząbek czosnku (wyciśnięty)
1 szklanka wina białego
sól, pieprz

Na panierkę: bułka tarta, jajko, natka pietruszki

Plastry mięsa rozbijamy, układamy na głęboki talerz wraz z czosnkiem, solą, pieprzem i zalewamy szklanką wina. Pozostawiamy takie mięso w marynacie najlepiej na cały dzień (co wszak gwarantuje jego kruchość). Następnego dnia przygotowujemy trzy talerze: z jajkiem rozbitym razem z odrobiną wody, z piertruszką (drobno pokrojoną natką) oraz bułką tartą. I tak dokonujemy podróży sztuk mięsa z jednego do drugiego, a potem trzeciego talerza (w kolejności: jajko, pietruszka, bułka...).

Następnie układamy na nagrzanej patelni i smażymy na każdej ze stron przez ok. 4 do 5 minut (na oliwie na przykład). Gdy na oko zaobserwujemy, że panierka jest chrupiącą, przekładamy kotlety na talerze.

Przepyszne z mieszanką sałat w oliwie oraz z sosem balsamicznym...



piątek, 27 stycznia 2012

Bola de familia



Tak to już jest, wirtualno-kulinarna podróż po Portugalii. Tym razem to bolo de familia – ciasto z polentą i pomarańczami. Część mąki pszennej w tym cieście zastąpiono kaszką kukurydzianą, a masło oliwą z oliwek, delikatną...
Nie do końca się zgodzę, że grubo zmielona kaszka kukurydziana nadaje ciastu wyjątkową orzechową ostrość... Być może... Ale argumentem przeciwko będzie dziwna "chrupkowatość" owej kaszki w cieście. Cóż, mimo wszystko jest niezłe. Pomarańcze, o których pisze Elizabeth Luard, takie małe i gorzkie, nazywane pomarańczami sewilskimi zastąpiłam innymi, wszak też pomarańczowymi!

Do ciasta potrzebujemy:
ok 170 g mąki pszennej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
50 g grubo zmielonej mąki lub kaszki kukurydzianej – polenty (drobnej, widocznie moja była niedrobna :(
ok. 200 g cukru pudru
ok. 200 ml łagodnej oliwy z oliwek
4 średniej wielkości jajka
sok i skórka starta z 2óch pomarańczy

Mąkę, cukier, polentę, proszek do pieczenia mieszamy w misce, a następnie robimy wgłębienie na oliwę i jajka. Mieszamy wszystko dłonią, tak aby usunąć grudki, a następnie drewnianą łyżką. Dodajemy sok i skórkę pomarańczową zostawiając odrobinę do posmarowania blaszki. Do natłuszczonej formy (u mnie forma do tarty) wkładamy na dno pergamin i smarujemy sokiem wraz z bokami blaszki. Wlewamy ciasto, umieszczamy w piekarniku nagrzanym do temperatury 170 st C i pieczemy ok. 75 min. Ciasto powinno być twarde pod dotknięciem i odchodzić od ścianek formy.

Prezentuje się smacznie, smakuje wybornie...
A może by tak do tego jeszcze lody?!

czwartek, 26 stycznia 2012

Pão-de-ló, czyli lekki jak piórko biszkopt...




I rzeczywiście lekki, co zawdzięcza ubijaniu jajek dość długiemu. Elizabeth ujmuje to tak: godzinę, jeśli ubijanie wykonywane jest ręcznie. Jeśli zaś robi to maszyna, dużo krócej.
Biszkop ten jest w Portugalii podstawą wielu deserów, a pokrojony w paski lub kwadraty można moczyć w aromatyzowanych syropach lub też tradycyjnie przełożyć ovos moles (czyli gęstym, lejącym się kremem jajecznym...).

Na ciasto, duże w formie do ciasta – tortownicy z kominem – potrzebujemy:
4 całe jajka i 8 żółtek
ok. 250 g cukru pudru
ok. 150 g mąki pszennej

Jajka wraz z żółtkami roztrzepujemy aż utworzą puszysty krem. Nie przestając ubijać dosypujemy cukier puder po jednej łyżce, do uzyskania białej i puszystej masy (wszystko powinno zająć ok. 13 min.). Delikatnie mieszamy łyżką dosypując mąkę, masa powinna pozostać puszysta.

Blaszkę (brzegi) wykładamy pergaminem (podwójna warstwa). Wlewamy ciasto wygładzając jego brzegi. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do temperatury 200 st. C. Pieczemy 35-40 min. Aż zbrązowieje i wyrośnie. Po czym wyjmujemy i nakrywamy górę (wg przepisu folią aluminiową błyszczącą warstwą do dołu) pergaminem. Zminiejszamy temperaturę do 180 st. C i pieczemy jeszcze 10 min. Zabieg taki powinien zapobiec opadnięciu biszkoptu po jego wyjęciu z piekarnika.

Tak dobry, że aż niewiarygodne...
A inną historią jest to, że może stanowić podstawę innych deserów...

środa, 25 stycznia 2012

Mojo, czyli sos z wyspy



Za to ten smak pamiętam dokładnie. Ziemniaki (papas arrugadas) podaje się na Kanarach z sosami. Czerwonym i zielonym. Mojo...

Ja zrobiłam sobie sos czerwony, do którego użyłam:
chili suszone pozbawione nasion (2-3 małe papryczki)
3 ząbki czosnku
1 łyżeczka grubej soli
1 łyżeczka papryki pimenton (hiszpańska papryka) – użyłam słodkiej jeszcze ją miałam w zapasie
1 łyżeczka nasion kminku
180 ml oliwy z oliwek
2 łyżki czerwonego octu winnego (użyłam pół na pół balsamico i jabłkowy)

Wszystkie składniki oprócz octu i oliwy utarłam w moździerzu na pastę. Nie udało mi się rozbić kminku... Ale może w tym tkwi urok.

Sos pikantny, czosnkowy, aromatyczny...
Dobry...



wtorek, 24 stycznia 2012

Quesadilla de platanos





Następnym razem jak będę na Wyspach Kanaryjskich postaram się odnaleźć ten smak.
Nie jestem bowiem pewna, czy moja quesadilla smakowała tak zwyczajnie... po kanaryjsku...

Rozkoszny, kaloryczny przysmak na dni romeria - pielgrzymki, która odbywa się na Wyspach w połowie lata. Czas owych dni uważa się za szczególnie święty dzięki obecności Matki Dziewicy.  Elizabeth Luard pisze, że stosowym jest przygotowywanie i jedzenie słodyczy na ów czas. Im bardziej okazałe i bogatsze, tym lepiej dla jedzących.

Na ciasto należy przeznaczyć:
150 g mąki pszennej
1/2 łyżeczki startego cynamonu
szczypta gałki muszkatołowej
1 łyżka cukru pudru
110 g startego schłodzonego masła

Natomiast farsz, jak niżej:
3 obrane banany (dojrzałe) posiekane drobno
500 g świeżego twarogu
3 żółtka
wyciśnięta limonka lub sok z cytryny (opcjonalnie)

Najpierw ucieramy schłodzone masło (ta forma masła jest doprawdy urocza!) Wszystkie składniki na ciasto mieszamy, dodajemy lodowatej wody, tak aby ciasto przybrało miękkości (tylko odrobinę). Ja do swojego dodałam niewiele (jeden łyk może...) a i  tak musiałam dodawać mąki, gdyż ciasto było zbyt miękkie. Odstawiamy je na 10 min. po czym rozwałkowujemy krótkimi ruchami, przy czym raczej je wyciskamy niż rozciągamy (ze względu na jego miękkość). Do piekarnika nagrzanego do temp. 220 st. C wkładamy blachę do tarty z wyłożonym na niej ciastem (ok. 20 cm średnicy). Następnie nakłuwamy widelcem i przykrywamy folią lub papierem do pieczenia, wysypując fasolę lub ryż, wkładamy na 15 min. do piekarnika. Potem wkładamy jeszcze na 10 min. po zdjęciu z niego folii bądź papieru, tak aby przypiekło się od góry.
Składniki do farszu (wymieszane ze sobą) wylewamy na ciasto (przestudzone) i rozprowadzamy równomiernie, po czym wkładamy do piekarnika (o temp. 170 st. C) i pieczemy 40-50 min.  Możemy pokrószyć odrobinę dodatków jeśli chcemy.
Na mojej tarcie wylądowały skrawki czekoladowe. Ciasto rzeczywiście jest przepyszne, choć limonka spowodowała, że nie było zbyt słodkie (mimo trzech garstek cukru dodanych do farszu).
I pewnie przez to, że banany kanaryjskie bywają dużo słodsze niż te nasze, polskie :)...

Niemniej... Można udekorować polewą białoczekoladową...
Można robić eksperymenty...
Warto powtórzyć!

czwartek, 19 stycznia 2012

Ziemniak inaczej...odsłona druga



Dobrze jest mieć pod ręką fenkuł, cebulę, śmietanę kremową i oczywiście ziemniaki...
Fenkuł podgotowany i pokrojony w paski wzdłuż, ziemniaki podobnie (tj. podgotowane) tyle że w plastry, a cebula podsmażona. Wszystko to ułożone w warstwy i przyprawione do smaku wg. lubienia...
wszystko zaś polane śmietaną i zapieczone w piekarniku, co trwa ok. (bo ja wiem) jakieś 40 min.

Potem może stanowić dodatek do mięs (dobre z polędwiczką wieprzową) lub w tym przypadku zapieczonym    żółtkiem jaja kurzego. Jako dodatek obok lub w towarzystwie zapiekanki.

środa, 18 stycznia 2012

Kiedy zielono mi...


Kiedy jest mi zielono lubię wtedy krem brokułowy... wiadomo że niebiańsko i  prosto!
Brokuł ugotowany w wywarze z marchewką lub innymi dowolnymi warzywami, zielem angielskim i liściem laurowym. Doprawiony solą, pieprzem i ważne, że odrobiną chili. Reszta pracy to już...  robota kuchennego. Warzywa należy bowiem doprowadzić w stan ciekły, kremowy, zielony...

Z odrobiną gałki muszkatołowej i śmietany kremowej...

środa, 11 stycznia 2012

Ziemniak odsłona pierwsza



W Boliwii i Peru występują w tysiącach kształtów i kolorów. Można na nich oprzeć całą dietę. Szczególnym uśmiechem darzę niektóre nazwy tych odmian, takie jak popioły duszy w kolorze różowym, silny poranny przymrozek w kształcie naszego ziemniaka, acz z fioletową plamą,  czy też tkaną kamizelkę w kolorze czerwonym. I tak sobie myślę: dobrze, że czasami zapobiegamy... całkowitej degradacji i niszczeniu bioróżnorodności, na którą pracowały całe pokolenia. I to dobrze, że mamy banki nasion, tak jak na przykład ten Światowy Skarbiec Nasion na Spitsbergenie.Choć lepiej byłoby, gdybyśmy nie musieli z nich korzystać... ach!

Może jeszcze nie wszystko stracone!
Lord, Irys, Irga i pewnie jeszcze wiele innych, choć ja tylko te widuje na bazarkach...

Postanowiłam je upiec.
4 średnie ziemniaki umyłam i obtoczyłam w białku, po czym solą morską.
2 średnie ziemniaki umyłam, przekroiłam na pół, wydrążyłam łyżeczką półkole i napełniłam farszem (ser biały z czosnkiem), a nadzienie posmarowałam białkiem (wyglądem przypominało jajko na twardo przekrojone na pół, acz zamiast żółtka ser...)

Ziemniaki ułożyłam na płaską blachę, połówki ziemniaków zaś przed włożeniem na blachę opatuliłam srebrną folią. Tak spędziły w piekarniku 30 min. i po wyjęciu smakowały prawie jak z ogniska. Z tym, że soli na ziemniakach obtaczanych, nie sposób schrupać, bo jest twarda... tak więc raczej stosować będę drugi sposób, bo nie lubię takiego zmarnowania morskiej soli z Pagu...

wtorek, 10 stycznia 2012

Jej wysokość kruche ciasteczko




Wersja pieczonych, kruchych ciasteczek na słono. Po mojemu!
Atlas kulinarny podaje inną wersję, zgoła... na słodko bowiem i w dodatku z lemon curd!

Ja przygotowałam swoją wersję, pomijającą cukier:

a więc potrzebowałam:
15 dkg zimnego masła
2 filiżanki mąki
1 łyżeczka soli
¼ filiżanki wody.

A zamiast lemon curd na farsz wykorzystałam nadzienie serowe, które pozostało mi z papryki, tj. ser biały z ziołami i czosnkiem oraz z odrobiną mleka zmieszany.

Czyli co ja takiego zrobiłam? 

Przyrządziłam ciasto wedle przepisu z atlasu. A mianowicie: wymieszałam mąkę z solą (oczywiście jak mówiłam, pomijając cukier), następnie dodałam zimne masło. Po czym poszatkowałam je nożem. Gdy już posiekałam na małe kawałki, zaczęłam dodawać zimną wodę. Ciasto szybko zagniotłam, uformowałam kulę i włożyłam na 30 minut do lodówki (po wyjęciu ciasto należy cienko rozwałkować, a im cieniej tym lepiej, a  przepis mówi o 2 milimetrach). Wycięłam kieliszkiem do wina kółka i ułożyłam w mufinkowe dołki (formę należy wcześniej wysmarować masłem i oprószyć mąką). Każdy z kawałków ciasta należało ponakłuwać widelcem i umieścić formę na 10 minut w lodówce. Po czym, do rozgrzanego do 200st. C piekarnika wstawić formę i piec, aż ciastka zaczną przybierać złotą barwę. Wyjąwszy ją z piekarnika, wyłożyć ciastka farszem. Ja powlekłam je białkiem i umieściłam na nowo w piekarniku na ok. 15 minut.

Co drugie ciastko przybrałam anyżowym akcentem, fenkułowym...  
Swoją drogą ciekawe, jak smakowałby lemon curd w kruchym, ale słonym ciasteczku?

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Nadziewana papryka Ramiro


Jeśli ktoś lubi smak zapiekany..
A szczególnie zapiekanej papryki, może zrobić eksperyment z nadzieniem.
U mojej papryki tym razem gościł ser biały przyprawiony ziołami.
Całość polana oliwą z oliwek i pieczona w piekarniku przez ok. 40 min.

Po wyjęciu z pieca, nęci zmysły amatorów papryki!

piątek, 6 stycznia 2012

Taka mała...


A i owszem powtórka...
Tym razem Tchibo okazało się bardzo pomocne, owszem trzeba trochę poczekać, aby ugotowana śmietana zgęstniała trochę bardziej. Niemniej, pierścienie do deserów spełniły moje oczekiwania prawie bezapelacyjnie. Przed wlaniem przygotowanego deseru (po wstępnym zastygnięciu), postawiłam pierścienie na talerzu, tak czy tak dołem niewielka ilość płynnej panny wyciekła. Być też może należało jeszcze dłużej poczekać... A być może znacie jakiś patent na tego typu wypadki? Jeśli tak poradźcie...
Kiedy już zastygł deser, następnego dnia przygotowałam jeżyny w galaretce. Jak tylko zastygły wystarczająco, polałam deser pozostawiając na jakiś czas jeszcze w chłodzie. Następnie pomocą do wyjęcia deseru z pierścienia (załączoną do kompletu) wypchnęłam deser lekko na talerzyk.

Ten deser zawsze smakuje dobrze...
Następnym razem ze "skonfiturowaną" jeżyną z Provincji posmakuje może lepiej...
Ale czy to lepiej jest możliwe?!

czwartek, 5 stycznia 2012

Brukselska nuta


Brukselska nuta, przynajmniej trochę z nazwy :) Czy to oznacza, że już tęsknię za Brukselą??!.... hm...

A tym właśnie razem chciałam wypróbować coś specjalnego. Koszyczki metalowe do robienia gniazdek ziemniaczanych. Koszyczki-sitka kupiłam w Tchibo, niestety próba nie należała do udanych, choć jedno nawet wyszło... nie do końca, ale zawsze! Instrukcja mówi, że należy ziemniaki zetrzeć, namoczyć aby pozbyc się skrobi, po czym uformować w jednym z sitek, gniazdko, przykrywając drugim sitkiem. Zanużyć następnie we frytkownicy lub jak mniemam innym naczyniu, w którym jest gorący olej. Tak zrobiłam. Miałam problemy z wyjęciem gniazdka z sitka, gdyż bo przywarło do niego... Nic to, za trzecim razem nawet mi wyszło. Należy wyjmować jak już przestygnie, i mocno czymś walnąć :) aby wyszło... Jak się przyklei, należy podważać delikatnie widelcem. W sumie uznałam to za koronkową robotę...

Niemniej smakowało jak czipso-frytki, a do tego włożyłam ugotowaną brukselką nutę z dwukolorową sezamowo-sojową obwolutą...

Ps. Wykorzystałam z miseczki sos sojowy po tempurze... I czy to oznacza, że mogę danie zaliczyć do akcji "Nie wyrzucam jedzenia"? Ja uznaję, że jednak tak...


środa, 4 stycznia 2012

A jednak z Portugalii



Co tu dużo mówić...
Pomyliłam się co do rodowodu.
Do tej pory byłam przeświadczona, że tempura pochodzi z Japonii. A tymczasem to portugalscy mnisi nauczyli Japończyków tej wspaniałości. Przyrządziłam ją wg przepisu z mojej książki o japońskiej kuchni i za radą Agnieszki Kręglickiej. Która to rada mówi o tym, aby mąkę kukurydzianą z pszenną pomieszać. Ciasto wszak lżejsze...
Do mąki, pół/pół kukurydziano-pszennej (ilość w zależności od ilości posiadanych warzyw i owoców morza, zresztą jakich tylko dusza zapragnie...) należy dolać zimnej, gazowanej wody. Ciasto zaś
powinno mieć konsystencję śmietany, nie powinno zbyt spływać z naszych warzyw i owoców. Jednocześnie należy je wymieszać niezbyt dokładnie, ponoć to ciasto powinno mieć grudki i już!
I tak, najpierw do rozgrzanego do czerwoności :) oleju wrzucamy warzywa, potem owoce morza różne, a gwarancja nieprzechodzenia sobą smaków zapewniona! Tempurę można ponoć ze wszystkiego,
moja próbka (tak tak próbka, z powodu zbyt małej ilości mąki kukurydzianej :) została przyrządzona z pokrojonej na plasterki pieczarki i plasterków piersi z kurczaka. Do oleju rozgrzanego (testowo wrzucamy
kawałek chleba - test na odpowiednią temperaturę zdany, gdy ów chleb brązowieje szybko)  wrzucamy dosłownie na moment nasze nadzienie z tempurą (tak aby nie było surowe, jednocześnie mamy pilnować, aby  się nie spaliło...).
Osuszamy na ręczniku papierowym i podajemy natychmiast, z sosem sojowym na ten przykład.

A ja jestem zaskoczona, że to takie pyszne...

niedziela, 1 stycznia 2012

Malinowe muśnięcie, czyli tarta serowo-czekoladowa


Coraz bardziej ulegam pokuszeniu... Czekolada i jej różne odsłony...
Teraz zupełnie przypadkiem trafiłam na tartę serowo-czekoladową, z malinowym muśnięciem.

Do tarty, ciasto kruche, takie jakie lubicie najbardziej.
Ja próbowałam z ciastem do sernika, w proporcji nieco mniejszej niż zwykle... ale niełatwo było je zagnieść. Powiedziałabym raczej, że w ogóle mi się to nie udało i w efekcie trochę musiałam łatać na blaszce :(
No niezbyt udany początek roku... cóż począć...

Zrobiłam ciasto z następujących składników:
ok. 2 szklanek mąki
1/2 paczki margaryny
1,5 łyżki cukru
niecała łyżeczka proszku do pieczenia
4 żółtka (zdaje się, że ich mniejsza ilość byłaby wystarczająca - 3 z całą pewnością)

Na blaszkę wyłożyłam ciasto. Następnie umieściłam ser biały (President-twaróg półtłusty do ciast i deserów - 1/2 kg)
który zmiksowałam z następującymi składnikami:
2 jajka
1/2 szklanki cukru
1/2 paczki margaryny
nie dodałam budyniu, co spowodowało, że ser był dość zwięzły, zatem następnym razem dodam jednak 1/2 torebki budyniu waniliowego.

Całość upiekłam w temperaturze 160 st. C. nastawionym na ogrzewanie góra-dół piekarnikiem, w czasie ok. 50 min.
Odczekałam aż ostygnie i wylałam prawie zastygnięte maliny (mrożone maliny podgrzałam w garnku z 3 łyżkami cukru i dwoma łyżkami żelatyny oraz niewielką ilością wody, następnie pozostawiłam do stężenia, choć nie całkowitego). Ich warstwa była dość cienka, ale i tak stanowiły dość miłą obietnicę smaku lata...

Udekorowana czekoladą była gościem na sylwestrowym stole.