wtorek, 13 sierpnia 2013

Tęsknota moja jest wielka niczym paella







Do wyjazdu zostało jeszcze parę dni!
Moja tęsknota wzrasta, można powiedzieć, że wzrasta wprost proporcjonalnie do naczyń, których używam do przyrządzania dań... hiszpańskich...

I chociaż skończył mi się zapas przyprawy do paelli mariscos firmy Durcos...
I że nie miałam nawet szafranu...
Nie mówiąc nawet o zwykłym bulionie rybnym!

Poradziłam sobie w sposób bardzo prosty. Moja paella była niczym zupa Pho, każdy może mieć własną jej wersję, a może nawet powinien... Zalecam zatem!

Moja paella de mariscos zawierała:

pół opakowania ryżu do paelli
12 krewetek
kilkanaście małż
1 i ½ kostki bulionu z liściem laurowym (ok. 2 litrów bulionu – robię "na oko" więć wybaczcie, jeśli jestem w drobnym błędzie)
oliwa z oliwek
sól
1 i ½ łyżeczki curry
oraz nastrój-przystrój czyli pietruszkę, kwiat czosnku bulwiastego, plastry pomidorów oraz cytryna (można wykorzystać skrapiając paellę...)

Patelnię z oliwą z oliwek wstawiłam na gaz i wsypałam ryż. Chwilę podsmażałam, po czym dodałam pierwszą porcję bulionu, tak aby zakryła ryż. Dodałam soli oraz curry i gotowałam na wolnym ogniu. Gdy bulion został wchłonięty dodałam następną porcję i tak do jego wyczerpania prawie zupełnego (odrobinę zostawiłam, by polać patelnię przed jej wsadzeniem do piekarnika). Na koniec dodałam krewetki (używam gotowanych i obieram je zostawiając tylko końcówkę ogonka nieobraną) oraz małże. Całość (gdy ryż już był na wpół miękki) polaną odrobiną oliwy włożyłam (wraz z autorskim przystrojem pomidorowym:) do piekarnika na ok. 15 minut. Jeśli niechcący bulion zostanie wchłonięty, można odrobinę dodać wody, bo przecież nie chcemy, aby z pieca wyszedł ryż prażony :)

I tak właśnie doszliśmy do końca. Danie jest gotowe do spożycia...
Z naszego stołu zniknęło w kilka minut, choć było nas tylko dwoje...

W skrytości marzę, aby jakiś Katalończyk zaprosił mnie do swojej kuchni na paellę de mariscos...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A ja na to...