czwartek, 27 czerwca 2013

Modne jak świat szeroki...



Ot zwykłe szaszłyki!
Choć zrolowane na wspaniałym sztućcu-szpikulcu z Tchibo, cudownie zakręconym...
Sztućce mają jeden oto minus, a mianowicie taki, że po wyjęciu z wysokiej temperatury chwilę muszą odpocząć. Inaczej ryzyko poparzenia dłoni duże...

Na szpikulec "wrolowałam":
mięso wołowo-wieprzowe
garstkę cebuli pokrojonej w kostkę
ząbek czosnku rozmiażdżony
sól
pieprz

Włożyłam do piekarnika na chwil kilka, czyli ok. 20-25 minut. Z opiekaniem od góry, na 175 st. C.
Do szaszłyków przygotowałam zielony talerz z jarmużu, świeżych gruntowych ogórków oraz ze szpinaku smażonego przez chwilę na patelni, z czosnkiem, cebulą oraz solą, pieprzem i gałką muszkatołową. I podałam sos ostry pomidorowo-paprykowy, który wyprosiłam od siostry.

Zjedliśmy z bagietką słowiańską, delikatnie wygrilowaną...
Modne, zrolowane szaszłyki...


środa, 26 czerwca 2013

Tru…ska…wki… Fran…cu…skie…






Może godzina szósta rano to za wcześnie na wypieki? A może za późno? Może trzeba było wstać wcześniej? A może jednak to dobra godzina…

Takie wątpliwości mną szargały, po wyjęciu deseru z piekarnika. Ostatecznie przeszłam nad nimi do porządku dziennego. A jednak nie do końca jestem usatysfakcjonowana. Mniejsza… Opowiem może, o co mi poszło…

Otóż rozmroziłam ciasto francuskie. Z powodu braku papieru do pieczenia, użyłam foli srebrnej, aluminiowej… To był chyba błąd, bo od spodu ciasto nie było chrupkie, a przynajmniej ja się spodziewałam, że takie nie będzie. A być może to truskawki spowodowały, że ono trochę namiękło?

Nic to!

Do deseru użyłam:
ciasto francuskie
kilka truskawek
garść cukru brązowego
cukier puder

Każdą z truskawek ułożyłam na „urządzeniu” zwyczajowo używanego do krojenia jajek. Dobrze i prosto mi to poszło. Następnie ułożyłam je na cieście, posypałam cukrem i włożyłam do piekarnika, w trybie „termoobieg z podgrzewaniem od dołu” do temp. 160 st. C. na około 30 min.

Sypnąwszy cukrem pudrem, pozwoliłam sobie zjeść na pierwsze śniadanie…

wtorek, 18 czerwca 2013

Cukiniowe wzgórza


Sezon na cukinię trwa.
Również u Majlerta!
Kupiłam dwie niezbyt duże i wąskie.
Pomyślałam o tym, żeby wymyślić na nią jakiś inny sposób.
Bo taka zwykła nadziewana, to zbyt zwykła...

Pokroiłam obydwie na grube, ok. 3 cm walce. Ze środka wydrążyłam małe otworki wydrążarką, taką jak tutaj, w które później umieściłam przygotowane na patelni kulki mięsne.

Do kulek mięsnych:
mięso mielone
ząbek czosnku
mała i młoda cebula
oregano
sól i pieprz

Na patelni kulki stacjonowały dosłownie momencik. Po ułożeniu na blasze cukinek, na każdej z nich umieściłam odpowiednio kulki mięsne. Delikatnie polałam olejem rzepakowym. Posypałam oregano. Włożyłam następnie do piekarnika na termoobieg z opiekaniem od góry. Myślę, że potrzebują ok. 20 min. Powiem prawdę... tym razem nie patrzyłam na zegarek... Po prostu pilnujcie, aby Wam się nie przypaliły!

W smaku takie naturalne...
A do stołu podano z oliwkami oraz sosem czosnkowym, tzatzikowym...

czwartek, 13 czerwca 2013

Nieregularne i w dodatku po co?




No tak, tak... wiem...
Po co, skoro w sklepie są piękne, ze sztywną galaretką...
Mogą stać długo i nie w lodówce...
I na dobrą sprawę nic złego się im nie dzieje...
No może poza wyschniętymi biszkoptami...

A ja zrobiłam sobie delicje "naturale", czyli użyłam własnoręcznej galaretki pomarańczowej oraz wytopionej wedlowskiej czekolady, pochodzącej z jajka, gorzkiego czekoladowego i wielkanocnego.
Tylko biszkopty nie były "moje" :)

Galaretkę przygotowałam z pomarańczy, którą miałam w lodówce. Sok z niej wycisnęłam i dodałam szklankę wrzątku (w którym wymieszałam dwie łyżeczki żelatyny oraz trzy łyżeczki cukru). I odstawiłam do wystygnięcia.
Czekoladę roztopiłam w kąpieli wodnej. Poczekałam aż ostygnie.
Następnie na biszkopty ułożyłam nieregularne kawałki galaretki (musiałam się spieszyć, bo galaretka nie była mocno "chemiczna" co sprzyjało szybkiemu jej ocieplaniu) i zalałam je ostygłą czekoladą.

Odstawiłam na odpoczynek do lodówki.
Dobre... a ich urok polega na tym, że roztapiają się już przy nadgryzaniu, nie zaś w ustach, jak delicje sklepowe. Też mają to do siebie, że muszą być przechowywane w lodówce...

Ech tam! Dobre!

środa, 12 czerwca 2013

Papatacze



Do papataczy z ciasta francuskiego najlepiej mieć gdzieś w zakamarkach:

Orzechy, żurawinę,rodzynki i migdały posiekane i zmieszane z cukrem pudrem (ok. 1-2 łyżek)


Najpierw mieszam w misce wszystkie dodane i posiekane składniki. Następnie rozkładam  na cieście i powoli zawijam na scisło w rulonik. Potem kroję w cienkie plastry ostrym nożem. 


I wykładam na blachę wyłożonę papierem i wkładam do piekarnika na ok 30 min. Staram się zawsze kontrolować żeby się nie przypaliły. 


Po przestygnięciu smaruję lukrem, na który składa się rozpuszczone masło z cukrem pudrem, skórka starta z cytryny i łyżka brandy, koniaku, czy rumu... Jak dotąd ja dodawałam whiskey.


Najlepsze świeżo przygotowane, acz innymi nie gardzę wcale!

wtorek, 11 czerwca 2013

Sezonowy, szparagowy przerywnik



Nie było mi wiadomo, że szparagi uznawane są od stuleci za afrodyzjak, czyli stosować dla dwojga!
Są bogate w witaminy i mnóstwo wszystkiego, między innymi sód, potas, magnez, wapń, kwas foliowy, fosfor, fluor, jod... prawdziwa skarbnica składników odżywczych!

Jeśli są świeże, to są:
jędrne,
sztywne,
kruche,
błyszczące,
z lekko wilgotnymi końcówkami
o gładkiej skórce bez przebarwień

Te które ja przyrządzam, od lat już! kupuję w gospodarstwie u Majlerta. Zawsze pyszne swoją świeżością.
Zielonych nie obieram - są delikatniejsze niż białe - i w dodatku to właśnie pod skórką mają najwięcej składników odżywczych. Czas gotowania zależy od wielkości i ilości warzyw - gotowane idealnie to takie, które są na wpół miękkie.

Tradycyjnie najbardziej lubię zielone, gotowane, z masłem podane!
Tym razem jednak postanowiłam na cieście francuskim dla odmiany. Umyłam, osuszyłam i na cieście ułożyłam, jeden szparag za drugim, formując z ciasta małe górki pomiędzy warzywami.  Tak przygotowany dywanik polałam delikatnie oliwą i włożyłam do piekarnika na ok. 15 min. Piekłam w trybie termoobiegu. Następnym razem spróbuję też przypiec od dołu - ciężar szparagów spowodował, że ciasto na dole szparagowego dywanu było mało przypieczone...

Lecz ciekawe doświadczenie...nie inaczej...

piątek, 7 czerwca 2013

Stracciatella... czyli czy można chcieć czegoś więcej?



Deser, ach co za deser...
Niewymagający i zaskakujący!
Czas przyrządzania krótki, a radość z niego wielka.
Przepis podarowany przez Panią P. z dedykacją dla Niej właśnie...

Tak więc do jego zrobienia:
300 ml śmietanki 30%
100 g bezy
30 g czekolady gorzkiej (ok. 1/3 tabliczki, ale ostatecznie wg uznania)
1 łyżka likieru o smaku whiskey

Bezy rozdrobniam wałkiem, tj. nakrywam papierem do pieczenia i wałkuję. Następnie wrzucam do wcześniej ubitej śmietany (mikserem i nie na całkiem sztywno). Podobnie wsypuję utartą gorzką czekoladę i wlewam likier. Wszystko razem delikatnie mieszam i umieszczam w blaszce wąskiej, małej keksówce. Wypełnioną formę delikatnie wystukuję o blat, żeby masa "osiadła". Nakrywam szczelnie folią aluminiową żeby nie deser nie przyjął innych zapachów obecnych w zamrażalniku. Tak przygotowaną straciatellę umieszczam w zamrażalniku do momentu zamrożenia. Może być na całą noc!

Kroję na grube plastry lub inne kształty i podaję z sosem z owoców. Najbardziej lubię z malinami usmażonymi z cukrem brązowym na patelni. Ale przekonałam się ostatnio, że truskawki wcale im nie ustępują smakiem...
I co dla niektórych może być ważne, jest to deser, który nie wymaga sprawnego piekarnika :), ot co!

Straciatella...i życie jest słodkie!

czwartek, 6 czerwca 2013

Jamon zawijana, sosem objawionym polana...



Jechałam dzisiaj na rowerze aleją leśną, przesyconą urzekającym zapachem czarnego bzu...
I tak też właśnie się czułam jedząc zawijaną szynkę. Tym razem wybrałam do zawijasów szynkę hiszpańską sezonową, którą kupiłam w Food&Joy.

Owcza ricotta, którą opakowałam szynką została przyprawiona świeżymi ziołami (miętą oraz bazylią), jak również solą, pieprzem oraz pikantną chili. Całość polałam sosem, który jest moim objawieniem: zielona salsa z książki o kuchni meksykańskiej.

Poniżej przepis:
½ szklanki posiekanej natki pietruszki
¼ szklanki posiekanego szczypiorku
¼ szklanki posiekanego koperku
2 łyżki musztardy pełnoziarnistej
1 łyżka posiekanych kaparów
1 ząbek czosnku (zmiażdżony)
1/3 szklanki oliwy (około lub trochę więcej)

MMMhhmmmm, delicioso!

środa, 5 czerwca 2013

Austriacki... ulubiony... strudel jabłkowy



A tak podanych przepisów nie znoszę...
Podobnie jak w polędwiczce, iskrą do strudla była Kuchnia i w dodatku ten sam numer wrześniowy. Ale to już nie pierwszy raz, kiedy proporcje do ciasta w tym piśmie nie są podane zbyt... jakby to napisać? zbyt dokładnie... Przepis podano na kilogram mąki i 1,5 kg jabłek... A z takiej ilości mąki to mogłabym zrobić strudel razy cztery! tylko, że dwa ostatnie byłyby... bez jabłek, bo jakoś tak mało tego było w przepisie. Znaczy mam na myśli jabłka, nie zaś mąkę, ot co! No coś z tymi przepisami czasami jest nie tak:(

Gdybym dzisiaj miała robić taki strudel, myślę że proporcje mogłyby być jak następuje.

Na dwa takie cudeńka użyłabym:
do ciasta:
...tylko pół kilograma mąki (typ 450, czyli tortowa)
350 ml wody
50 ml oleju
masło do posmarowania ciasta
garść bułki tartej
pół łyżeczki soli

do nadzienia:
... i dwa kilogramy jabłek
200 g cukru
1,5 łyżeczki cynamonu
rodzynki (do obecnej wersji dodałam żurawinę zamiast rodzynek)

Najpierw przygotowałam nadzienie, czyli obrałam jabłka oraz starłam na cienkie plastry na tarce.  Dodałam cukier, żurawinę i po zamieszaniu odstawiłam, po to żeby potem odcisnąć powstały sok.

Następnie sól rozpuściłam w wodzie i dodałam  ją do ciasta, które wyrabiałam mikserem z końcówką "zakręconą wstążką". Następnie dodałam olej, pozostawiając trochę do późniejszego oblania ciasta. Wyrabiałam tak długo, aż ciasto stało się luźne i plastyczne. Z niego uformowałam chlebek, który oblałam olejem i pozostawiłam na 30 min. Przepis mówił, że dzięki temu olejowi wytworzy się skorupka, a ciasto nie będzie przyklejać się do rąk. I rzeczywiście, choć skorupki nie zauważyłam, to do rąk nie przyklejało się wcale. Ciasto rozpłaszczamy i obracając, rozciągamy na przedramionach. Doprawdy... ciekawe doświadczenie! Ciasto robi się cienkie i ma małe tendencje do "dziurawienia się" choć trzeba uważać. Następnie rozkładamy na ścierce i rozciągamy aż stanie się bardzo, bardzo cienkie, a jeśli brzegi będą grube należy je obciąć.

Po rozciągnięciu ciasta smarujemy je rozpuszczonym masłem, a miejsce gdzie znajdą się jabłka posypujemy bułką tartą. Po odciśnięciu z nadzienia soku, układamy je na cieście i zawijamy strudel przytrzymując ciasto ścierką, która delikatnie zwijamy od siebie, tym samym zawijając ciasto. Cały wierzch smarujemy masłem i pieczemy w temperaturze 180 st. C ok. 25-35 min.

To był całkiem udany debiut...



wtorek, 4 czerwca 2013

Glazurą zaklęte...




Glazurą zaklęta polędwiczka wieprzowa, czyli o tym jak mnie zainspirował przepis z Kuchni... (już teraz paroletniej, bo numer pochodzący z września 2009 r.)

Lubię takie przepisy, gdzie można posługiwać się przede wszystkim okiem, a nie ilością czego i dlaczego...
Wobec tego potraktujcie ilości wszystkiego zupełnie dowolnie

Użyłam do glazury następujących produktów:
pół średniej cebuli (pokrojonej w kostkę)
2 garstki cukru brązowego demerrera
po 1 łyżce suszonego oregano i tymianku, świeżo zmielonego pieprzu, soli morskiej oraz oliwy
1/3 szklanki sosu sojowego
4 łyżki płynnego miodu
3 łyżki musztardy ziarnistej oraz 1 łyżka innej (jakąkolwiek dysponuje Wasza lodówka)

No i oczywiście polędwiczka. Osobiście użyłam do tego przepisu polędwiczki na wpół jeszcze zamrożonej, skruszonej...
Na obiad dla 4 osób wystarczy jedna długość polędwiczki. Rzeczoną zamoczyłam w przygotowanej glazurze na minut ok. 15. Dowolność ilości poszczególnych składników, jak również czasu oczekiwania polędwiczki w glazurowej marynacie obowiązuje. Tak więc po wyjęciu polędwiczki i ułożeniu jej na blaszce oblałam resztą marynaty. Powinna być pokryta jak najgrubszą jej warstwą, ale to też zależy od proporcji składników - czy więcej dodaliśmy sosu sojowego, czy też gęstego miodu i musztardy mniej ziarnistej.

Zaglazurowaną polędwiczkę pieczemy w temperaturze ok. 200 st. C i w zależności od tego, czy jest jeszcze zmrożona  czy też już nie, ustawiamy czas trwania jej przebywania w piekarniku. Moja na wpół zamrożona przebywała tam ok. 35-40 min.

Po raz kolejny moje podniebienie doświadczyło smakowego nieba...