wtorek, 4 czerwca 2013

Glazurą zaklęte...




Glazurą zaklęta polędwiczka wieprzowa, czyli o tym jak mnie zainspirował przepis z Kuchni... (już teraz paroletniej, bo numer pochodzący z września 2009 r.)

Lubię takie przepisy, gdzie można posługiwać się przede wszystkim okiem, a nie ilością czego i dlaczego...
Wobec tego potraktujcie ilości wszystkiego zupełnie dowolnie

Użyłam do glazury następujących produktów:
pół średniej cebuli (pokrojonej w kostkę)
2 garstki cukru brązowego demerrera
po 1 łyżce suszonego oregano i tymianku, świeżo zmielonego pieprzu, soli morskiej oraz oliwy
1/3 szklanki sosu sojowego
4 łyżki płynnego miodu
3 łyżki musztardy ziarnistej oraz 1 łyżka innej (jakąkolwiek dysponuje Wasza lodówka)

No i oczywiście polędwiczka. Osobiście użyłam do tego przepisu polędwiczki na wpół jeszcze zamrożonej, skruszonej...
Na obiad dla 4 osób wystarczy jedna długość polędwiczki. Rzeczoną zamoczyłam w przygotowanej glazurze na minut ok. 15. Dowolność ilości poszczególnych składników, jak również czasu oczekiwania polędwiczki w glazurowej marynacie obowiązuje. Tak więc po wyjęciu polędwiczki i ułożeniu jej na blaszce oblałam resztą marynaty. Powinna być pokryta jak najgrubszą jej warstwą, ale to też zależy od proporcji składników - czy więcej dodaliśmy sosu sojowego, czy też gęstego miodu i musztardy mniej ziarnistej.

Zaglazurowaną polędwiczkę pieczemy w temperaturze ok. 200 st. C i w zależności od tego, czy jest jeszcze zmrożona  czy też już nie, ustawiamy czas trwania jej przebywania w piekarniku. Moja na wpół zamrożona przebywała tam ok. 35-40 min.

Po raz kolejny moje podniebienie doświadczyło smakowego nieba...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A ja na to...