Ot i koniec dostawy sycylijskich
pomarańczy!
Do zamówienia u Chilibite (ale dopiero
jesienią...)
To była przedostatnia dostawa.
Kilkanaście pomarańczy, a właściwie skórek z pomarańczy
wykorzystałam... Było około 20. Nieduże, niegrube, ale zawsze to
coś! Tym bardziej cieszyło, że z dostawy bezpośredniej, co za tym
idzie nie woskowanej...
Pomarańcze obrałam z wewnętrznej,
białej szaty, a następnie pokroiłam. Można w paski (gdy
zamierzamy moczyć w czekoladzie), a można w kwadraty. I takie
najlepsze do ciast.
A więc całość wraz z wodą i cukrem
(przepisy podają, że różnie). I ja też dodałam dowolnie...
Zalałam wodą (nakryła skórki dwa razy) i dodałam cukru sporą
ilość. Jedną, dwie szklanki...
Następnie gotowałam ok. 40 min. Do
momentu aż skórki przybrały prawie przezroczystą barwę. Wyjęłam
je na papier i obsuszałam do następnego dnia. A całkiem suche
umieściłam w słoiku.
Jakoże zapas to i do dzisiaj cieszą
one mnie i moje desery...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A ja na to...