Maja Łozińska pisze w swojej książce "Smaki dwudziestolecia", że w międzywojennej Polsce na topie były obiady trzyczęściowe, to jest: zupa, danie główe i deser, leguminą zwany.
Od kiesielu, przez kompot, galaretkę, naleśniki na torcie hiszpańskim kończąc...
Przeszło mi to przez myśl, gdy pomyślałam o wykorzystaniu kaszy jaglanej, o której z kolei zaczytałam się w "Miastowi, slow food i aronia losu" u Anny Kamińskiej.
Otóż nazwałabym ten sposób na deser leguminą właśnie... kasza jaglana z powidłami śliwkowymi i śmietaną.
Kaszę jaglaną zrobiłam wg przepisu z opakowania:
1 część kaszy na 2ie części wody plus łyżeczka masła (gotowana 15 min.)
powidła śliwkowe (slow food ®by mama)
odrobina lub nie :) śmietany
Trzecie danie nieustannie...
Prosto i smacznie!
OdpowiedzUsuńTak, zadziwiająco naprawdę dobre, kiedyś podobnie tez jadałam kaszę mannę tyle, że z sokiem malinowym i jej smak wspominam dobrze!
OdpowiedzUsuńPolecam uparować kaszę jaglaną na mleku w stosunku 1 litr mleka do 1,5 szklanki kaszy - wyjdzie całkiem spory garnuszek pyyysznej kaszy. Bardzo dobra z ulubionym dżemem, powidłami, owocami czy też sama. Doskonała na śniadanie, piątkowy obiadek, lekką kolację albo - jako legumina :)
OdpowiedzUsuńCo te "papki" w sobie mają, że można je jeść na okrągło? ;)
OdpowiedzUsuń