poniedziałek, 16 lutego 2009

Dzisiaj jest dzisiaj, nie czwartek ale małże...


Nie wiem, naprawdę, czy dzisiaj w Varsavii można dostać świeże owoce morza tylko w czwartek?! Cóż... Mało mnie to interesowało, bo zakupu dokonałam w czwartek. Hmm, zagadka. Czy były świeże, czy nie? Nie były świeże, bo w ogóle ich nie było! Mam na myśli, że świeżych nie było :( A miało być tak świeżo... Postanowiłam więc, że dokonam i dokonałam wyboru - nieświeże, to znaczy świeże, tylko że marynowane w zalewie octowo-winnej. Nie wiem co bardziej. Dość kwaśne. Trochę je odkwasowałam, bo w ostatnim momencie postanowiłam dołożyć je do makaronu z oliwą z toskańskich wzgórz.

Więc wyłożyłam na patelnię zawartość słoika, odlewając jednocześnie większą część płynu. Nie muszę dodawać, że wcześniej na patelnię wlałam oliwę. Następnie dołożyłam dwa ząbki czosnku - jak kto woli - pokrojone, w całości lub totalnie zgniecione. Wlałam trochę wody i pichciłam. Jednak z przyczyn obiektywnych, wybierając owoce z takiej zalewy nie zaś zwykłe mrożone lub też jeśli bym dostała świeże, musiałam tam jednak z przyczyn obiektywnych dołożyć dwie, malutkie łyżeczki cukru. Przestrzegam, lepsze świeże, które akurat ze sklepu wyszły mi były!

Sale, pepper i ugotowany al dente makaron farfale wymieszałam z mulami w oliwie, aczkolwiek z bardziej średnim niż lekkim zabarwieniem kwasowości. Ach! Nic to!

Smaki, ach smaki! Pieczone, hiszpańskie smaki pomidorów z gałązkami oregano i mięty oraz pieczonych ząbków czosnku dopełniły danie. Wprawdzie nie świeże mule, ale danie z pewnością!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A ja na to...