wtorek, 29 listopada 2011

RistoranteTesoro...Bookarnia...Memoires...



Trochę wspomnień z Sopotu. Specjalnie dla K., która rozchorowała się i w ten czas nie zdołała odwiedzić morza...
Otóż Ristorante Tesoro.





W przewodniku podręcznym, miejskim, o wybrzeżu, przeczytałam, że prowadzona przez rodowitego Italiano... cóż..
Chyba o innym pojęciu włoskiej kuchni myślimy i widać dlatego się nie zrozumieliśmy, innym językiem poprostu. Na wstępie karta przeładowana. Ja taką typowo włoską wyobrażam sobie, że tam jest mało w menu i podają zwyczajne jedzenie. Na stół zamówiliśmy pizzę Tesoro (po co tam zimne koktajlowe pomidorki? nie wiem), rukola super, ser parmezan też skądinąd zimny, w dość dużej ilości, a ciasto trochę przytwarde. No jednym słowem jadłam lepsze, jak na specjalność i w dodatku u rodowitych... Ech! Gnocchi też nie były powalające :) Jedyne co mi się spodobało to wypiek własny - chleb z pomidorem między innymi - krojony na moich własnych oczach, ot niespotykane! Oliwa z oliwek na stołach...
Ot zdaje się, że to całkiem dużo, dodając do tego jeszcze muzykę prosto z RadiaItalia w tivu i obwieszone fotosami z włoskich filmów ściany.

Całkiem inaczej niż gdzie indziej!

A na koniec znajomo w Bookarni, to już na pewno specjalnie dla K.!
Torcik czekoladowy z malinami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A ja na to...